top of page
Szukaj

Wdzięczność – recepta na bycie szczęśliwym

Na przełomie lipca i sierpnia spędziłem z rodziną tydzień na warmińskiej wsi, w siedlisku, które odziedziczyli nasi znajomi. Na wsi, jak to na wsi, w każdej zagrodzie musi być pies – zwykle ujadający za każdym przechodzącym człowiekiem i przejeżdżającym pojazdem. Nie inaczej było w Gardynach. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, oprócz właścicieli, którzy bywają tam tylko w weekendy, przywitał nas, budzący respekt duży wilczur o imieniu Tajson.

Szybko poznaliśmy jego historię: niemal całe życie spędził na łańcuchu, w towarzystwie Chojraka - innego psa, przypiętego po drugiej strony stodoły. Obecni właściciele uwolnili psiaki z łańcucha. Niestety temperament, żywiołowość i sprawność obu psów, które nie przepadają za sąsiadami a przy tym potrafiły przeskoczyć przez płot, w połączeniu ze zwyczajami mieszkańców wsi, którzy potrafią sami rozwiązać problem ze zwierzęciem w dość brutalny sposób, spowodowały, że oba psy pod nieobecność właścicieli musiały być zamykane w wybudowanych dla nich kojcach. 3 lata temu Chojrak dokonał swego psiego żywota i nasz towarzysz Tajson został zupełnie sam. Gdy nie ma właścicieli siedzi sam w niewielkiej "klatce", mając do dyspozycji budę i raz dziennie miskę z jedzeniem, które uzupełnia mu Pan Marek – jeden z sąsiadów.


Już w pierwszych godzinach wspólnego pobytu poznawaliśmy niesamowity charakter tego psa. Przywitał nas merdaniem ogona, obserwując z dużą ciekawością. Jednocześnie widzieliśmy dość agresywne zachowania wobec osób znajdujących się po drugiej stronie płotu. Właściciele wyjeżdżając szczegółowo nas poinstruowali, jak mamy się nim opiekować. Bardzo ważnym punktem była konieczność mocnego trzymania go, gdy ktoś wchodzi na posesję. I już następnego dnia miałem możliwość przekonania się co mieli na myśli. Gdy ktokolwiek próbował wejść na teren, pies zachowywał się tak, jakby był gotów owego gościa rozszarpać na kawałki, rozpoczynając od przegryzienia tętnicy szyjnej. Jednocześnie był bardzo miły i towarzyski dla nas wszystkich – łącznie z dziećmi, ani razu nie pokazując zachowań agresywnych czy jakiejkolwiek próby dominacji wobec nas.


Przez cały tydzień moglibyśmy obserwować jego zachowania. I do tej pory nie mogę wyjść z podziwu nad tym co zobaczyłem. Przez cały tydzień ten duży i wciąż silny pies (choć nieco przygasły przez samotność i postępującą starość) opiekował się nami z równą atencją, z jaką my opiekowaliśmy się nim. Karmiliśmy go – przygotowując ciepłe, gotowane posiłki (zamiast suchej karmy, którą często dostaje i za nią nie przepada), podrzucaliśmy mu różne psie smakołyki, które albo zjadał od razu, albo chował w różnych swoich kryjówkach. Każdego dnia był skrupulatnie czesany (mimo lata jeszcze wychodził mu podszerstek chroniący go przez chłodem zimą). Głaskaliśmy go, pozwalaliśmy mu przebywać z nami w domu. On rewanżował się swoją troską o nasze bezpieczeństwo obszczekując głośno każdą zbliżającą się osobę a także będąc cały czas blisko nas – trzymając nas na oku, pilnując czy nie dzieje się nam nic złego. Z każdym dniem razem z nami pies rozkwitał. A mimo to nigdy nie pojawiły się zachowania, które mogłyby nas irytować. Mimo, że poznał nas i nasze zwyczaje już dość dobrze, zachowywał cały czas zdrowy dystans. Podczas posiłków nie wkładał pyska w talerze dopominając się o jedzenia. Wchodząc do domu robił to z pewną nieśmiałością, musieliśmy go wręcz zachęcać, aby miał pewność, że jest mile widziany. Nigdy niczego się nie dopominał. Jedynym jego narzędziem, którym zjednywał sobie nas, była jego wdzięczność. Za każdym razem, gdy coś od nas dostawał po prostu cieszył się, merdając ogonem i patrząc na nas psimi oczyma jakby mówił: „Naprawdę? To dla mnie? Dziękuję!”. Budował nasze zaufanie i okazywał je nam – gdy szczotkowałem go ostatniego dnia przed wyjazdem wręcz położył się na plecach odsłaniając podbrzusze, co jest największym wyrazem zaufania psa wobec innego zwierzęcia lub człowieka. Dzięki temu widzieliśmy, że jest szczęśliwy – mimo, że jak większość podwórkowych psów mógł zachować nieufność wobec nas i agresję w dążeniu do zaspokojenia swoich potrzeb.


I tak przez ten tydzień Tajson swoją wdzięcznością sprawił, że z osoby, która delikatnie mówiąc nie przepada za psami, pokochałem go. Moja partnerka pozbyła się przesadnego lęku i nieufności, który zawsze towarzyszył jej w relacjach z czworonogami. I była to olbrzymia lekcja dla mnie. Do tej pory wiedziałem, że warto praktykować wdzięczność, bo jest to droga do bycia szczęśliwym, mimo różnych okoliczności, które otaczają każdego człowieka. Wiedziałem, ale nie robiłem. Dzięki Tajsonowi poczułem to. Pies stał się moim mentorem, który bez słowa, tylko swoim przykładem pokazał mi skuteczność tego podejścia. Dziś zaczynam dzień od chwili refleksji nad tym, za co jestem wdzięczny. I dzięki temu każdy dzień wygląda dużo lepiej.


51 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page