DLACZEGO I PO CO ROBIĘ TO CO ROBIĘ
W listopadzie 2010 zostałem po raz pierwszy ojcem. Kilka miesięcy po narodzinach mojej córeczki po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że powinienem coś zmienić, wziąć odpowiedzialność nie tylko za nowonarodzonego człowieka, ale przede wszystkim za swoje decyzje i podejmowane działania. Moja Partnerka słusznie zauważyła, że chyba za bardzo lubię fermentowany sok z winogron i zapytała mnie czy chcę, aby moje dziecko w dorosłości uważało, że jest to norma. Zmiana ta była ważna, choć jeszcze mało widoczna dla postronnych osób. Jedynie mój zaprzyjaźniony sprzedawca wina oraz najbliżsi przyjaciele mogli zorientować się w drastycznie zmniejszonej konsumpcji pewnych produktów. Zrozumiałem też, że córka patrząc na mnie, będzie budowała obraz swojego faceta, że to jak ja traktuję kobiety, będzie punktem odniesienia dla jej relacji z mężczyznami. To jednak nie wymagało dużych zmian – mając dwie starsze siostry, daleki byłem od męskiego szowinizmu.
Inne aspekty mojego życia jeszcze nie wywoływały żadnych refleksji. Mimo znacznej nadwagi uważałem, że wszystko jest w normie. Nawet wtedy, gdy odmówiono mi ubezpieczenia zdrowotnego na dużą sumę, ze względu na „przesłodzenie” mojej krwi. Nawet wtedy, gdy w sieciowym sklepie z odzieżą nie byłem w stanie znaleźć spodni – największe dostępne rozmiary były o co najmniej 10 cm za małe w obwodzie pasa. Nawet wtedy, gdy podczas wakacji gdzieś na Morzem Śródziemnym wyglądałem jak przewodnik stada kaszalotów wyrzucony samotnie na plażę (patrząc dookoła nie byłem w stanie znaleźć nikogo o podobnych gabarytach). Nawet wtedy, gdy brakowało mi energii, by po powrocie z pracy zrobić cokolwiek produktywnego. Nawet wtedy, gdy łapałem zadyszkę po przejechaniu 2 kilometrów na rowerze.
Mimo, że obiektywnie rzecz ujmując, wyglądałem podobnie do figury po lewej stronie (lub powyżej - zależy na czym czytasz), patrząc w lustro widziałem obraz zbliżony do tego po prawej (lub poniżej jeśli masz mały ekran).
W sumie nic dziwnego. Jak mawiają „normą jest ogół, nie margines” a 66% mężczyzn w Polsce ma wagę powyżej normy (48% nadwagę, 18% otyłość). Dziś biegając latem po plaży nad polskim morzem widzę wyraźnie skalę tego problemu. Większość facetów pielęgnuje "mięsień piwny".
Dopiero wiosną 2015 roku, gdy dowiedziałem się, że po raz drugi zostanę ojcem (tym razem chłopca), zdecydowałem się na poważne zmiany. Zrozumiałem, że to jak wyglądam, co robię lub czego nie robię w sposób bezpośredni wpłynie na to kim będzie mój syn i jakie będzie miał życie. Zacząłem rzetelnie walczyć o utratę każdego kilograma. Próbowałem różnych metod – mniej lub bardziej skutecznych. Zacząłem się regularnie ruszać. I tak z miesiąca na miesiąc, czasami upadając i znów się podnosząc, systematycznie wracałem do zdrowego poziomu wagi i obwodów ciała.
Źródło: "Gdzie ci mężczyźni?"
Nikita Coulombe, Philip Zimbardo
Autor rysunku: Igor Myszkiewicz
Zaczerpnięto z: https://psycholog-pisze.pl/gdzie-ci-mezczyzni-zimbardocoulombe-recenzja/
W tamtym czasie szukałem wzorów, na których mógłbym się oprzeć. Inspiracji do działania - podpowiedzi co do kierunków i sposobów. Niestety nie było łatwo. Magazyny dla mężczyzn pokazywały facetów z idealną sylwetką i muskulaturą. Każdy z nich wyglądał jak Superman. Na siłowni co drugi gość wygląda jak Strongman. Kolega z poprzedniej pracy właśnie wyrastał na polską ikonę Ironman’a (może słyszeliście o MKON). A ja po prostu chciałem być mężczyzną. Po prostu mężczyzną. Szukałem czegoś co wydawało się ambitne, ale też realistyczne, biorąc pod uwagę mój punkt wyjścia.
Po jakimś czasie, pracując na co dzień jako trener, coach, konsultant w biznesie, zorientowałem się, że sam zacząłem być inspiracją. Ludzie, widząc moje nietypowe posiłki, które sam przygotowywałem i przynosiłem w pudełku, pytali mnie co jem i dlaczego nie jem razem z nimi pizzy czy kurczaków z popularnej sieci fast-food. Prowadząc szczere rozmowy odkrywałem jak wielu facetów ma problem, z nie tyle z wyglądem, co z energią życiowa, zdrowiem, relacjami (szczególnie z kobietami i dziećmi), motywacją i konsekwencją. Rozmawiając z kobietami słuchałem opowieści o tych bardziej wstydliwych problemach współczesnych mężczyzn. Dało się wyczuć pytanie, które kołacze się im w głowie: „gdzie Ci mężczyźni?”. Coraz częściej eksperci – lekarze różnych specjalizacji – zajmujący się zarówno ciałem, psychiką jak i emocjami – biją w dzwony na alarm. Powszechny spadek testosteronu, uzależnienia, kłopoty emocjonalne i społeczne powodują, że do niedawna dominująca połowa społeczeństwa staje się słaba, przegrywa w rywalizacji o dominację we współczesnym świecie, nie radzi sobie nie tylko z brakiem witalności w sypialni, ale również w normalnych codziennych aktywnościach, na masową skalę zapadając na choroby ciała i duszy.
Moją życiową misją jest inspirowanie ludzi do zmian a potem ich wspieranie w tym procesie – by byli szczęśliwi i spełnieni, by osiągali to czego pragną, realizowali więcej, niż wydaje się możliwe, cieszyli się dobrym zdrowiem, korzystali z pełni sił witalnych, które w nich drzemią. Dlatego chcę pomóc tym mężczyznom, którzy zagubili się w naszym szalonym świecie, odzyskać poczucie męskości i godności, pewność siebie i poczucie własnej wartości, siły witalne, sprawność organizmu, wygląd. Odkryć metody i narzędzia pomocne w osiąganiu życiowych celów dotyczących wszystkich ważnych obszarów – zawodowych i pozazawodowych. Doskonalić umiejętności niezbędne do pielęgnowania relacje z coraz bardziej świadomymi i wymagającymi kobietami oraz dziećmi, których obecność nadaje głębię codziennym zmaganiom. Docierać do źródeł motywacji i poczucia sensu, które pozwalają wziąć odpowiedzialność za siebie i bliskich.
Po to właśnie powstał projekt JUST A MAN.